Jedną z licznych – jak je nazywam – mitologicznych historyjek mego ojca jest ta, iż jego obraz pojawia się w „Złym” Tyrmanda (1955), w opisie wizyty w galerii. Może: dawno czytałem tę książkę, nie jestem jej fanem, nie pamiętam¹. Prędzej w „Życiu towarzyskim i uczuciowym” (ukończona: 1964; r. wyd. 1967 w PRL), tam więcej podobnych klimatów, środowisk…

Przed Kro­ko­dy­lem na­dział się na krę­pe­go fa­ce­ta w wel­we­to­wych spodniach i czar­nym swe­trze, roz­cią­gnię­tym be­stial­sko przy szyi i wi­szą­cym do ko­lan.

– An­drzej – po­wie­dział fa­cet. – Kopę lat. – Jak się masz? – uśmiech­nął się An­drzej zdaw­ko­wo; nie mógł się nie za­trzy­mać, ta­kie były pra­wa dziel­ni­cy. – Co sły­chać? – spy­tał z re­zy­gna­cją. – U mnie? – fa­cet zmarsz­czył ciem­ną, sfał­do­wa­ną twarz, usia­ną naj­róż­niej­szym bru­dem, od wą­grów po ani­li­no­wo-olej­ne plam­ki. – Co może być… Ma­lu­ję bez­na­dziej­nie i do upo­je­nia. Nie wiem po co? – Dla gło­wy – skrzy­wił się An­drzej. – Sły­sza­łem o to­bie na­wet w Pa­ry­żu. – Bar­dzo nie lu­bił sły­szeć o kimś w Pa­ry­żu. – Gów­no sła­wa – rzekł fa­cet i splu­nął na prze­jeż­dża­ją­ce­go mer­ce­de­sa. – Po­trze­bu­ję pie­nię­dzy.
rozdz. I; fragm. 4


To książka niedoceniona już wtedy.

Tyrmand był już na emigracji, kiedy ukazało się „Życie towarzyskie i uczuciowe”, zjadliwa satyra na warszawkę, która po okresie zachłyśnięcia się nowym ustrojem zaczęła kontestować komunizm i partię, salon postanowił w ogóle książki nie zauważyć. Tak było po prostu łatwiej.
Mariusz Urbanek
Tyrmand: Bokseł, pijak i dziwkarz

Jednak ciekawe: niedoceniona do dziś. Zaszłości? Może: dzieci, czy tylko następcy ludzi w niej wyszydzonych, negują ją, idąc śladami, umysłowymi ścieżkami swych sławnych rodziców? Ojców-założycieli…
To intuicja, nieważne. Spekulacje.

Dzieje „Życia towarzyskiego i uczuciowego” Leopolda Tyrmanda według Stefana Kisielewskiego wyglądały następująco: cenzura nie zgłosiła, co zdumiewające, zastrzeżeń do powieści. Książka została utrącona na etapie opracowania wydawniczego. Szybko zorientowano się, że za wymyślonymi nazwiskami stoją realne postacie ówczesnego życia publicznego i – aby uniknąć skandalu – odmówiono wydania powieści. Opublikowany w prasie fragment wywołał podobno spore oburzenie.
(…)
„Życie…” bezwiednie porównuje się do „Złego”. Książki poniekąd uzupełniają się – „Zły” to panorama warszawskiego półświatka, „Życie…” skupia się na gomułkowskim establishmencie.
Witold Werner
Gomułkowskie kariery – wersja na gorzko


Wróćmy jednak do „Złego”. Wśród rysunków Zbigniewa, jeszcze sprzed dyplomu (i jego wyprowadzenia się od nas) – datuję je intuicyjnie na 1955 rok, najpóźniej to początek 1956 (a więc ten sam czas, gdy pojawia się powieść Tyrmanda: grudzień 1955) – jest kilka takich, które klimaty lumpersko-artystycznej Warszawy tamtego czasu, miasta niebezpiecznego, dodajmy, świetnie pokazują.

W „boże ciało²” żegnano nas. Wypiliśmy sporo. Gilles spał ze mną, bo bał się po nocy wracać na Bielany.
Państwo Nikt…” s. 205


Znalazłem ich, powiedzmy: dziesięć. Trudno liczyć: jeden jest inny, poziomy, lecz z tego samego okresu, z podobnych nastrojów. (Być może on jest moim kluczem do pozostałych.) Wszystkie tak samo oprawione, większość na tym samym czy podobnym papierze, z tej samej paczki: tapczan Barbary.
Co ciekawe: żaden nie jest podpisany. Zbigniew zwykle podpisywał nawet słabsze szkice, choćby inicjałem. Jakby te miały służyć innym celom… Może ilustracje: do książki? Do gazety… Poza jednym, wszystkie są jednostronne, z tyłu czysto. Tak się wtedy przygotowywało oryginały do druku, redakcje techniczne musiały mieć miejsce na opis dla drukarni, właśnie z tyłu.
Może też z innych powodów, nie miejsce, aby o nich pisać, dziś. Spekulacje.
Ale i w tej paczce jest kilka innych, niepodpisanych. Mniejszość.

Nie chcę pisać o tamtym Zbigniewie (…). Kiedyś? Nie sądzę: za wiele zostawi po sobie papierów, sporo fałszywych, to już wiem, tropów.
Państwo Nikt…” s. 173


Czy te rysunki są oryginalne? Inne… A co to znaczy: w tamtych czasach wielu ludzi rysowało podobnie, a i wcześniej (George Grosz choćby). Czy są cenne?
Na pewno.
mr m.

Uwaga techniczna: rysunki są robione na marnym papierze, dziś pożółkłym. Choć nietypowym, nieco grubszym, niż inne i w formacie bliskim A5. Papier zmienił kolor, mocno. Jeden – ten z „Trybuną Ludu” wiele lat wisiał u mnie na ścianie, jeszcze w mieszkaniu przy ul. Broniewskiego (koniec lat 60.), ten pożółkł bardziej.
W galerii niżej dałem ich wersje, sprowadzone przeze mnie do czerni / bieli (plus jedną w stanie, jaki widzimy dziś, a nawet z passe-partout z epoki.). Ale to też interpretacja przecież.
m.



• „Państwo Nikt…”, głównie rozdz. „Lustracja” (s. 173-179) oraz „Nasz dom” … (s. 189-225)
• o czasie w okolicach i po „Pażdzierniku” 1956 też w: „Ojczym z żydokomuny” (s. 227-249) i „Autostopem przez Peerel” (s. 250-271
• oraz: Leopold Tyrmand: s. 349, 357,
• zob. też: „Po prostu” (notka: „Październik”)

PODZIĘKOWANIA I PRZYPISY:
• ¹ – Piotr Bratkowski (p. „Państwo Nikt…”, rozdz. „Konteksty: ul. Słowackiego”, s. 98-101) pomógł mi doprecyzować niektóre myśli, związane ze „Złym”, dzięki.
• ² – Taka pisownia oraz cudzysłów: Zbigniew, jako „postępowiec” nie może uznać tego za święto

INNE:
Henryk Dasko, Wstęp do „Dziennika 1954”

POSZUKUJĘ:
• egzemplarzy (najchętniej roczników) tygodnika „Od nowa”, wydawca (1956-1960): Zrzeszenie Studentów Polskich, red. nacz. (m.in.): Jarosław Abramow-Newerly; najchętniej oczywiście w formie cyfrowej, pojedyńcze numery trafiają się niekiedy – ale pismo nawet swej notki w wikipedii nie ma…

W 1960 roku „Odnowa” zmieniła tytuł na „itd”.

6 odpowiedzi na “„Źli” Zbigniewa Makowskiego (1955?)”

  1. Pingback: „My z ZMP…”

Możliwość komentowania została wyłączona.