Niekiedy mam tylko datę, nawet dzień. To 13 czerwca 1919, to dwa tygodnie przed zawarciem Traktatu wersalskiego (28 VI). Czyli: jeszcze wojna, szczególnie w Polsce.



Zdjęcia mają też inny opis: niezbyt precyzyjny, już współczesny, z początku XXI wieku. To na pewno nie „brat” Barbary – miała tylko jednego – a raczej jej wujek, zapewne ojciec kuzynki: mej, jak ją nazywałem cioci Bini.
Z odwrotnej strony jednego ze zdjęć dowiaduję się, iż „zginął w łapance”, już w czasie okupacji. Mam to i w innych, luźnych notatkach, nie moich. Wiele więcej nie wiem, w bazie „Straty osobowe i ofiary represji pod okupacją niemiecką” nie znajduję.

Za to zdjęcia są ciekawe, bo dwa, a przedstawiają tę samą osobę. Pierwsze w mundurze wyobrażonym, drugie w realnym, interesujące porównanie.
Ciekawszy jest właśnie ten wyobrażony. To – nie znam się na mundurach, ale – swobodna impresja pana malarza nt. mundurów rosyjskich, sądzę („Kongresówka”). Ale już z polskim orzełkiem. (Zbliżonym do orzełka wojsk Królestwa Kongresowego.)



Te tła do fotografii, malowane: temat-rzeka. Tu mamy nawet dwa: wojskowe i „salonowe”. Szczególnie ta „ludowa”, biedniejsza fotografia jest ciekawa, w jej chęci naśladowania lepszego świata bogatych: zobaczmy choćby, co pisał np. antropolog codzienności Roch Sulima w artykule „Fotografia chłopów polskich…” albo Anna Niedźwiedź („Małe historie. Fotografie domowe w kontekście antropologii wizualnej”), aby uświadomić sobie, jaki to ocean spraw.

Nie są to pytania do końca nowe – ich zalążki pojawiły się na gruncie polskim już w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to po ogłoszeniu w roku 1983 przez redakcję „Nowej Wsi” i „Fotografii” konkursu pt. „Fotografia polskiej wsi” udało się zgromadzić 6 000 obrazów z wiejskich archiwów domowych. Będąca pokłosiem konkursu wystawa „Fotografia chłopów polskich” zorganizowana w warszawskiej Zachęcie w roku 1985 uświadomiła – jak pisał Roch Sulima – „wagę i zasięg zjawiska”. Tropom domowych fotografii i sposobom ich funkcjonowania, a przede wszystkim relacjom jakie tworzą się pomiędzy obrazem a jego właścicielem, odbiorcą, widzem poświęcony był również projekt badawczy prowadzony przez Joannę Bartuszek w latach 1999-2002 na południu Polski, którego wyniki zostały opublikowane w książce Między reprezentacją a „martwym papierem”. Znaczenie chłopskiej fotografii rodzinnej.

Ja z tego oceanu mam ledwie kilka obrazków. Z małych miast (jak np. Nowe Miasto n. Pilicą), a nie ze wsi. I nieco z Warszawy, choć też ludowo-proletariackie raczej – a i te wymagałyby głębszej analizy. Zresztą: można analizować wiele, jeśliby zdjęć – i dat – było więcej: na przykład to, jak poruszał się Pan Fotograf, poznalibyśmy po tle.
(Być może wg kalendarza lokalnych odpustów, ale to tylko pierwsza myśl.)
Ale: niczego mi tak nie żal jak starych zdjęć… Za mało ich mam; ale może dlatego uważniej patrzę na te, które ocalały.
Coś za coś.
mr m.